Przez moją łazienkę przewinęła się naprawdę spora ilość maseczek do twarzy. I chociaż kiedyś byłam ogromną miłośniczką masek w płachcie (dalej je lubię), to ostatnio coraz częściej sięgam po te kremowe wersję. I chociaż jest z nimi więcej zabawy, niż z tymi płachcie, to zdecydowanie widać lepsze działanie i efekty. Przyznam się Wam szczerze, że rzadko wracam do tych samych produktów i nawet jak coś mocno mi się sprawdza, to moja wewnętrzna ciekawość i chęć poznawania - sugeruje mi testować cały czas coś nowego. I na ten moment mam 4 ulubione maseczki, które są moimi hitami i które bardzo chętnie Wam teraz zaprezentuję.
Zacznę od maseczki, która jest moim ogromnym odkryciem i wielkim hitem. I tak jak pisałam wyżej, że nie lubię wracać do tych samych kosmetyków, to przy tej maseczce zmieniam zdanie i na pewno sięgnę po kolejne opakowanie, jak ją skończę, bo działa cuda na mojej skórze. Mowa tutaj o maseczce z glinką Epoch Glacian Marine Mud. Pewnie znacie ją doskonale, bo już nie raz o niej pisałam na blogu czy Instagramie, ale ona jest naprawdę moim game changer!
Glacial Marine Mud jest to maseczka z miałkiej glinki polodowcowej (wydobywanej u wybrzeży Kolumbii Brytyjskiej), która wchłania martwe komórki, nadmiar tłuszczu oraz inne zanieczyszczenia.
W prosty i naturalny sposób przywraca skórze miękkość i wyrównuje koloryt skóry. Jest to maseczka z bardzo delikatnej glinki zawierająca wyciągi z morskich roślin, która usuwa brud i zanieczyszczenia. Dodatkowo odświeża i regeneruje skórę, nadając jej zdrowy wygląd. Na moją skórę działa bardzo kojąco i wycisza wszelkie zaczerwienienia czy podrażnienia. Warto również dodać, że jest to maseczka odpowiednia dla wszystkich rodzajów skóry.
Kolejną i znowu czarna maseczką, którą dostałam od kuzynki - i to dzięki niej ją odkryłam - jest czarna maseczka do twarzy na niedoskonałości skóry z nutą mięty, granatu i czarnej porzeczki od Ziaja. I ja wiem, że tą markę albo się lubi albo nie, natomiast ja lubię ich kosmetyki i one u mnie się sprawdzają, a ta maseczka działa doskonale.
I chociaż seria JEJU jest przeznaczone dla osób młodych (jestem przed 30, więc chyba młoda już nie jestem :P), to mimo wszystko sprawdza się bardzo dobrze. Bardzo dobrze oczyszcza pory, wygładza i odświeża. Jest to jedna z nielicznych maseczek, po której użyciu moja skóra jest gładka jak pupcia niemowlaka (sorki za porównanie ale tak właśnie jest). I choć nie znajdziemy tutaj naturalnego składu to jest kilka kluczowych składników jak np.
- olej z kamelii japońskiej, którego zadaniem jest właśnie intensywne wygładzenie i ujędrnienie skóry
- węgiel binchotan ma silne właściwości detoksykujące. Doskonale oczyszcza skórę z zanieczyszczeń, zwalcza bakterie. Działa na zasadzie magnesu, przyciąga i wchłania toksyny, usuwa martwy naskórek, zmniejsza nadmiar sebum. Odblokowuje pory, poprawia kondycję cery.
- wyciąg z czystka ma za zadanie oczyszczać skórę, zwężać rozszerzone pory skóry. Ma również działanie ściągające, wygładzające jak również ma ujędrniać i łagodzić podrażnienia.
Jej ogromną zaletą dla mnie jest fakt, że wystarczą 3 minuty, aby poczuć gładką, czystą, rozświetloną i odświeżoną skórę. Formuła ekspresowej maseczki z aktywnym węglem kokosowym, białą glinką, olejkiem z pestek winogron, ekstraktem z kwiatów rumianku, witaminą E i prowitaminą B5 błyskawicznie wygładza, oczyszcza i nawilża. Już po pierwszym zastosowaniu widziałam efekty. Twarz jest gładsza, rozjaśniona, rozświetlona i po prostu piękniejsza!
Ostatnia maseczka, do której wracam systematycznie i będę musiała zrobić sobie jej zapas do Polski, to oczyszczająca bąbelkowa maseczka z Primarka, czyli Cleansing Blueberry buble mask.
Jest to głęboko oczyszczająca maseczka bąbelkujaca o zapachu jagodowym. Sam zapach nie jest dla mnie jakoś mocno wyczuwalny, ale działanie bardzo przypadło mi do gustu. Bąbelki pojawiają się stopniowo, co dla mnie jest dużym plusem, ponieważ spokojnie zdążę nałożyć całą maseczkę na twarz zanim powstanie. I może nie jest to jakaś spektakularna maseczka, ale lubię ją za to, że jest bąbelki są miłą odmianą od zwykłych gładkich maseczek, a dodatkowo skóra po niej jest dobrze oczyszczona, niezwykle gładka i miękka w dotyku.
Tak prezentują się moje top 4 maseczek. I o dziwo ja nigdy nie byłam wielką zwolenniczką maseczek o czarny zabarwieniu czy glinkami, bo uważałam, że ciężko się je zmywa, a jednak jak widać to one najlepiej się u mnie sprawdzają.
A Wy jakie maseczki polecacie? :) Jako, że lubię testować nowości z chęcią przetestuje i Wasze propozycje!
Bardzo fajne propozycje maseczek, zdecydowanie muszę wypróbować <3
OdpowiedzUsuńKoniecznie :)
UsuńTeż lubię wracać do ulubionych maseczek :)
OdpowiedzUsuńA jaką maseczka jest Twoją ulubioną?
UsuńWidzę, że ktoś tu się przekonuje do maseczek :D
OdpowiedzUsuńZauważyłam właśnie, że sporo tu czarnych masek. Sama znam jedynie MIya, ale mi się nie sprawdziła jak wiesz. Za to musisz sprawdzić wersję różową - ta to dopiero hiiiicior :D Chociaż wiemy obie jak różnie się kosmetyki u nas sprawdzają :D haha Ale tą maską ziaja mnie zainteresowałaś, chociaż nie lubię tej firmy zbytnio. A jak pachnie? Miętowo? Mogłaby być fajna na lato :D Z tą epoch trochę mi się kojarzysz już, ale dla mnie jest za droga :P Natomiast ta bąbelkowa musi być super! Dla mnie to taki rodzaj maski typowo dla relaksu :)
Ja zawsze lubiłam maseczki, chociaż do tych tradycyjnych rzeczywiście się przekonałam bo zawsze byłam zwolenniczką tych w płachcie. Maseczka z Ziaja to maseczka nie tylko na lato, u mnie dobrze się sprawdza kiedy pojawiają mi się jakieś wypryski, co do zapachu to nie pachnie niczym konkretnym, raczej jest bezzapachowa :) różową maseczkę Miya wypróbuje - obiecuję :) miałam ją już kiedyś w koszyku ale akurat byłam w ciąży a tam z tego co kojarzę był jakiś kwas w składzie więc sobie odpuściłam wtedy. Widzę, że jestem u ciebie kojarzona z marką Nuskin i ze skin in the city 🤣 ale jeśli chodzi o tą maseczkę Epoch to rzeczywiście nie jets to tani kosmetyk ale ona ma aż 200 ml i na mojej twarzy działa genialnie więc będę polecać :) tym bardziej że można ją dostać z 25%rabatem a to myślę, że jest naprawdę spoko opcja :)
UsuńNie miałam żadnej maseczki.
OdpowiedzUsuńA masz jakąś swoją ulubioną maseczkę?
UsuńNie mam ulubionej jeśli chodzi o konkretną markę. U nie dominują czyste glinki :) Fajne są też maski algowe Bielendy Professional :)
OdpowiedzUsuńU mnie zaś czyste glinki się nie sprawdzają więc jakoś nie przepadam. Jeśli chodzi o algowe to pamiętam, że używałam ich na praktykach i spisywały się naprawdę fajowo :)
UsuńWitam serdecznie ♡
OdpowiedzUsuńSuper maseczki! :) Sama uwielbiam takie kosmetyki i też testuję ile się da :) Lubię maseczki w płachcie, chodź fakt, mniej widać efekty. Ja robię maseczkę raz w tygodniu. Czasem jest tak że nie chce mi się robić maseczki albo mam na nią za mało czasu. Wtedy taka w płachcie to idealne rozwiązanie, bo jest szybka, nie brudząca i nie wymaga zmywania :) To moje ulubione plusy :D świetny wpis!
Pozdrawiam cieplutko ♡
Hej, hej :) tak ja piszesz maski w płachcie są idealne kiedy nie ma się czasu. Jednak te tradycyjne dają lepsze efekty :)
UsuńLubię produkty Miya :)
OdpowiedzUsuńA masz może jakiś swój hit z Miya? :)
UsuńNie znam żadnej z nich. Lubię maseczkę w płachcie z Sorai, ale ze względu na jej cenę (tak, 10 zł za jednorazowy produkt to dużo) oraz to, że po jednym użyciu idzie do śmietnika mnie zniechęca i kupuję ją bardzo rzadko :)
OdpowiedzUsuńOo nie wiedziałam, że Soraya ma maski w płachcie. Rzeczywiście te maski nie są najtańsze ale od czasu do czasu można sobie pozwolić :)
UsuńChciałam zamówić Glacial Marine Mud ale cena mnie odstraszyła ;P
OdpowiedzUsuń