poniedziałek, 26 sierpnia 2019

Zużycia kosmetyczne lipca #28


Dzisiaj czas na tzw. denko kosmetyczne, które - jak pewnie zauważyliście - pojawiło się znacznie później niż standardowo ma to miejsce. Tym razem nie będzie to wpis – tasiemiec, bo zużycia są skromne, a wszystko spowodowane było moim urlopem przez co nie miałam okazji zużywać aż tylu kosmetyków. Zapraszam!


 Żelu z The Body Shop  nie muszę nikomu przedstawiać, bo pewnie zna go każdy. Lubię go przede wszystkim  za zapach, który jest niezastąpiony. Dobrze się pieni, nie przesusza, więc nie mam co do niego zastrzeżeń. Jedyne do czego mogę się przyczepić to cena, która w regularnej wersji jest dla mnie nie do zaakceptowania.
W ostatnim czasie mocniej polubiłam pielęgnację ciała, więc podczas jednego z pobytów w Polsce w Rossmanie natknęłam się na odżywczy olejek w piance Venus z pestek malin. Pianka dobrze się rozprowadza i błyskawicznie wchłania, nie pozostawiając tłustego filmu. Jest  to jednak produkt dla skóry niewymagającej. Dla mnie za słaby jak na olejek.

Produkt, który bardzo lubię (jest to moje już drugie opakowanie), to nawilżające serum do ciała  Body Diet 24,Soraya. Nie jestem wielką fanką wszystkiego, co ma nas wyszczuplić i wymodelować samo, ale tu już po pierwszym użyciu zakochałam się. Konsystencja produktu nie jest może najbardziej gęsta, ale łatwo się aplikuje i wysycha w mgnieniu oka. Skóra po serum jest napięta i gładka. W połączeniu z ćwiczeniami i dietą daje super efekty w walce z cellulitem. Wiadomo, że samo serum nie zrobi roboty za nas, ale jako dodatek sprawdza się fenomenalnie. I warto też wspomnieć o przyjemnym zapachu, który umila aplikację.


Dwa kremy, które wykończyłam w lipcu: nawilżający krem marsmallow Ziaja oraz odżywczy krem z  masłem shea Avon, Planet Spa. Z żadnym z produktów nie polubiłam się do końca. Krem Ziaja miał słodki, truskawkowy zapach, który pachniał przyjemnie, ale co się stało z nawilżeniem? Ktoś chyba zapomniał dodać go do opakowania. Może to wina moich wymagających i przesuszonych dłoni, ale mówię stanowcze nie dla tego kremu. Wcale nie lepiej wypada krem z Avon-u, którego zapachu nie mogę znieść, bo jest tak uciążliwy dla mojego nosa. Konsystencja kremu w moim odczuciu jest lekko pudrowa, przez co zupełnie nie czuję odżywienia na dłoniach.

Odżywkę  do włosów  marki True Soft znalazłam w jednym z kosmetycznych pudełek i w połączeniu z szamponem tej samej marki dawała bardzo fajne efekty. Włosy były nawilżone, dociążone, ale jednocześnie nie były obklejone czy tłuste. Jest to produkt 100% vegański i nie zawiera parabenów.

Szukałam czegoś nowego w kwestii antyperspirantów, bo te wszystkie drogeryjne już mi się znudziły. W sklepie Ziaja znalazłam antyperspirant w kremie „Active”. Na początku muszę powiedzieć, że nie jest to produkt, który utrzyma  efekt „ suchej paszki” przez cały dzień, jednak ma bardzo ładny zapach, który utrzymuje się zdecydowanie dłużej niż przy innych antyperspirantach, a dodatkowo w moim przypadku (przy niezbyt wielkiej potliwości) pachy są znacznie dłużej suche niż przy innych tego typu produktach.

Czerwone lakiery do paznokci uwielbiam i na stopach noszę je przez cały rok. Tym razem wykończyłam lakier Golden Rose, który miał bardzo ładny odcień  i utrzymywał się na stopach  długi czas. Minus, jaki widzę w tym lakierze, to szybko zgęstniał.

Marka GlamGlow jest mega popularna w internetach, a ich maseczki robiły swego czasu niezłe zamieszanie. W moje rączki wpadł jednak produkt do mycia twarzy GentleBubble. Zacznę od zapachu, bo jednak w takich produktach do twarzy ma to dla mnie spore znaczenie. I tutaj ogromne rozczarowanie, bo kosmetyk pachniał bardzo chemicznie, więc nic przyjemnego. Działanie nie było najgorsze, twarz była oczyszczona, czasem nawet skóra była wręcz „ piszcząca” Sama nie sięgnęłabym po ten produkt i cieszę się, że było to miniaturowe opakowanie.

Balsam do ust lumper nie należał do tych, po które sięgałam z przyjemnością. Zapach był okropny, a i posmak tego balsamu nie należał do najciekawszych. Aplikacja balsamu nie do końca w moim typie i nigdy więcej nie sięgnę po ten kosmetyk, pomimo iż usta były nawilżone przez kilka godzin.

Przyznam, że na maseczki w płachcie nie miałam zbyt dużo czasu. Dwie maseczki, jakie zużyłam, to PIIBAMY ze śluzem ślimaka . Maseczka działała nawilżająco  i regenerująco. Skóra była bardziej jędrna, gładsza i dobrze nawilżona.
Maseczka z aloesem THE Body Shop nie zawojowała niczym specjalnym. Używałam jej podczas upałów i wsadziłam do lodówki dla lepszego ukojenia. I rzeczywiście twarz została ukojona podczas upałów taką zimną płachtą jednak, żadnych większych rezultatów nie zauważyłam.

Ostatnim produktem z tego denka jest puder Fixing Powder Wibo, który uwielbiam pod oczy. Zawsze używałam go do przypudrowania korektora pod oczami i przepięknie wygładzał tę strefę. Nie do końca jest to produkt na całą twarz, bo bardzo szybko się wyświeca - przynajmniej na mojej mieszanej skórze. Jednak pod oczy to mój jeden z ulubionych produktów.


A jak wyglądają Wasze zużycia kosmetyczne? Udało się Wam zdenkować jakiś szczególnie wydajny produkt, którego miałyście już szczerze dość? Dajcie znać!





10 komentarzy:

  1. Myślałam, że już nic nie znam, ale jednak puder wibo. Mi osobiście nie pasował - używałam go na całą twarz, miał zbyt mocny zapach, no i wydawało mi się, że ciemnieje na twarzy, ale może miałam zbyt ciemny podkład? Używałam go w sumie dość dawno - kilka lat temu już, ale na pewno do niego bym nie wróciła, wolę transparentne typowo pudry :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam wrażenie, że tylko ja tak polubiłam mocno ten puder a u innych się nie sprawdza 🤔

      Usuń
  2. Lakiery z GR z tej serii u mnie tez dość szybko zgęstniały, ale i tak bardzo je lubię za świetne kolory

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpowiedzi
    1. To akurat jest kosmetyk do mycia buzi ale opakowania tych produktów są tak podobne, że można się pomylić ;)

      Usuń
  4. Niestety nic nie znam :) Chociaż żel pod prysznic z The Body Shop kusi :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Odpowiedzi
    1. Oby szybko poszło Ci jego zużywanie bo zapach jest meczący ;(

      Usuń