Maseczki do twarzy kupuję
regularnie w Primarku. Jedne sprawdzają się lepiej, inne gorzej. Jedną, którą
chętnie Wam polecam jest PS… Deep Cleansing Bleuberry buble mask. Maskę kupicie
już za 0,80, a uczucie po jej użyciu jest naprawdę bardzo przyjemne. Maska jest
nie tylko fajna ze względu na to, że „rośnie”, a raczej bombelkuje na twarzy,
ale również dobrze oczyszcza.
Przetestowałam również balsam do ciała, scrub jak i galaretkę do mycia
ciała. Z każdego produktu jestem zadowolona, chociaż prawie każdy z nich ma swoje wady. Balsam do
ciała posiadam w dwóch wariantach zapachowych – grejfrut i waniliowy suflet.
Nie ukrywam, że zapach sufletu waniliowego jest moim faworytem. Słodki,
otulający zapach będzie idealny na długie jesienne wieczory. Co do samego
nawilżenia balsamów, bo to w końcu jest najważniejsze, to nie jest takie
nawilżenie, jakiego ja oczekuję. Bardzo delikatne nawilżenie, kremowa i lekka
konsystencja zamknięta w plastikowym słoiczku. Co prawda nie oczekiwałam zbyt
wiele od tych balsamów i całe szczęście, bo mogłabym się zawieźć. Nie mówię, że
są to złe produkty, ale osobiście oczekuję od balsamów do ciała mocniejszego
nawilżenia niż oferują te z Primarka.
Galaretka do mycia ciała zaskoczyła
mnie swoją konsystencją. Spodziewałam się czegoś w stylu galaretki Nacomi, a
tutaj miłe zaskoczenie. Produkt z łatwością można wydostać z opakowania, a po
nałożeniu na ciało zmienia się coś na styl pianki. Galaretka nie przesusza
mojej skóry, ale to, co mi w niej przeszkadza, to fakt, że gdy nie do końca
dokładnie ją rozprowadzimy na ciele - zostawia plamy produktu, które trudno
zmyć. Wydajność nie jest mocną stroną tego produktu, natomiast była to ciekawa
odskocznia od standardowych żeli pod prysznic.
Scrub do ciała to przecięty
zdzierak, który dobrze radzi sobie ze złuszczaniem martwego naskórka. Przyjemny
zapach wanilii, wygodna tuba. Nie mam żadnego zarzutu co do tego produktu.
Odżywka do włosów PS… SUPER BLENDS,
COLOUR PROTECT była miłym zaskoczeniem. Włosy są miękkie, nie elektryzują się i
dobrze się układają. Zapach jest świeży, lekko owocowy, chociaż nie utrzymuje
się na włosach. Myślę, że jak na produkt za 1 £ jest godna polecenia.
PS.. Refresh&Revive Blonde Dry Shampoo nie pozostawia białego nalotu na włosach, natomiast jest mało skuteczny. Nie zauważyłam aby włosy były odświeżone i na pewno nie liczyłabym na niego w kryzysowej sytuacji, kiedy chcemy aby włosy wyglądały na świeższe.
Ostatnim produktem, tym razem do
pielęgnacji twarzy, są micelarne płatki oczyszczające. Nie wiem, czy
wspominałam o nich na łamach bloga, ale z pewnością pokazywałam je na
Instagramie. Wtedy porównywałam je do płatków TAMI i nie byłam z nich
zadowolona. Po dłuższym używaniu uważam, że wcale nie są złe. I nie zrozumcie
mnie źle - do samego działania nie mam zarzutów. W tej kwestii są identyczne,
co Tami! Jedynym ich minusem jest struktura płatka, która jest mniej przyjemna
dla skóry. Początkowo było to dla mnie mocno wyczuwalne, teraz z biegiem czasu
kompletnie mi to nie przeszkadza i używam ich codziennie w porannej
pielęgnacji.
Tyle ode mnie na dzisiaj. Jeśli
macie Primark pod ręką, to sięgnijcie po coś zarówno z pielęgnacji, jak i
kolorówki. Są to kosmetyki tanie i dobre pomimo, iż czasem można trafić na
jakiś niewypał.
Dajcie znać w komentarzach, co
chętnie byście przetestowały z Primarka. A może macie już swoich ulubieńców?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz