poniedziałek, 15 października 2018

MARKA POD LUPĄ: BALEA I ALVERDE

Dzisiaj przychodzę do Was z nową serią wpisów na blogu, a mianowicie MARKA  POD LUPĄ. Na pierwszy rzut idą dwie marki z niemieckiej drogerii. Mowa tutaj o dwóch znanych markach jakimi jest Balea i Alverde.
Chętnie odwiedziłabym drogerię DM, ale aktualnie nie po drodze mi do niej. Mocno chcąc przetestować te kosmetyki, na ratunek przyszła mi drogeria internetowa, w której właśnie znalazłam niemieckie kosmetyki.
Zacznę od rewelacyjnego produktu Balea, jakim jest kremowy balsam do ciała regenerująco-nawilżający z olejkiem migdałowym. Pokochałam ten kosmetyk od pierwszego użycia. Skóra po nim jest jedwabiście miękka, nawilżona i pięknie pachnąca. Pozostawia lekki film na skórze za sprawą olejku, który znajduje się w składzie, ale zupełnie mi to nie przeszkadza. Jeśli kochacie balsamy - koniecznie go wypróbujcie, bo jest niesamowity!
Drugim hitem dla mnie jest olejek pod prysznic z perełkami brzoskwiniowymi. Co to jest za zapach!  Piękna, dojrzała soczysta brzoskwini , która umila chwile pod prysznicem. Co prawda jest to bardziej żel niż olejek, ale zupełnie nie mam mu tego za złe. Dobrze się pieni, nie przesusza skóry ani nie daje efektu ściągnięcia.


Kremowy żel pod prysznic o owocowym zapachu maliny i liczi Balea to produkt, który mocno
rozczarował mnie swoim zapachem. Spodziewałam się czegoś słodkiego, owocowego, a w rezultacie okazał się chemiczny. Jeśli chodzi o działanie to spełniał swoją funkcję myjącą.

Podczas zamówienia skusiłam się również na coś do włosów i tutaj mam odżywkę do włosów farbowanych z wyciągiem z czerwonych maków. Odżywka przeznaczona jest niby do  włosów farbowanych, ale w moim przypadku bardziej wygładza i nadaje blask niż przedłuża trwałość koloru. Przeciętny produkt jakich wiele na rynku.
Ponieważ szukam idealnego antyperspirantu - skusiłam się na delikatny dezodorant sensitive w kremie Balea. Początkowo nawet się sprawdzał, w późniejszym czasie jednak nie dawał zadowalającego efektu. Dodatkowo zapach również nie należy do najprzyjemniejszych. Kremowa formułą dezodorantu bez problemu się rozprowadza i wykończę ten kosmetyk, natomiast nie wrócę już do niego.

Zamówienie składałam początkiem lata, więc nie mogło zabraknąć czegoś z drobinkami. Balea golden shine sorbet do pielęgnacji ciała z drobinami złota, idealnie podkreślający opaleniznę. Żelowa konsystencja, która nie do końca mi pasuje. Chwilę zajmuje aż się wchłonie, a na skórze pozostawia lepką warstwę. Drobinki są subtelne i delikatnie  podkreślają opaleniznę, ale nie jest to efekt, który lubię.
Najgorszym kosmetykiem tego zamówienia był  pielęgnacyjny krem do rąk o zapachu lodów brzoskiwiowych Balea Cake my day. Urzekł mnie swoim opakowaniem bo jest przesłodkie. Zawartość jest już o wiele mniej interesująca. Krem nie robi zupełnie nic. Tuż po nałożeniu kremu mam wrażenie jakbym tego kremu wcale nie użyła. Zapach również ma mało wspólnego z brzoskwiniowymi lodami. Słodki zapach, który  mocno mnie mdli i nie mam ochoty po niego sięgać.

Nie byłabym sobą , gdybym nie skusiła się na maseczki. Skusiłam się na kilka sztuk  maseczek .
*Balea cool camel – kojąco- nawilżająca maska do twarzy w płachcie daje przyjemny efekt chłodzenia na twarzy. Po zdjęciu twarz jest oczyszczona, nawilżona ale również miękka i gładka w dotyku.

*Balea oczyszczająca 3 minutowa maseczka do twarzy z lawą, matcha, ekstraktem z limonki i kwasami owocowymi do cery normalnej i mieszanej, która całkiem dobrze radziła sobie z oczyszczeniem twarzy. Twarz po użyciu tej maseczki była gładka i miękka w dotyku.

W mojej łazience znalazły się również dwa produkty marki Alverde. Jeden to kompletny bubel, którym jest regenerująca maseczka do włosów zniszczonych i łamliwych z awokado. Kiedy nakładam maskę na moje włosy - chcę, aby były mocniej zregenerowane, a ta maska to jakieś nieporozumienie. Już podczas aplikacji czuć, że włosy zamiast stawać się miękkie to robią się nieprzyjemne w dotyku. Gorzej się rozczesują, puszą i moje końcówki wyglądają po prostu strasznie. Produkt po kilku użyciach ląduje po prostu w koszu, bo nawet do golenia (tak czasami zużywam nieudane produkty) się nie nadaje.


Alverde naturalny żel – mleczko oczyszczające do mycia twarzy sprawdza się przyzwoicie i często po nie sięgam w wieczornej pielęgnacji. Wygodna pompka to coś co lubię w tego typu produktach. Tuż po nałożeniu produktu na dłonie jest on dość tępy, ale w kontakcie z wodą zamienia się w delikatne mleczko, które dobrze radzi sobie z usunięciem makijażu.

Jak widzicie - mam swoich ulubieńców, jak i kosmetyki, które kompletnie do mnie nie przemawiają. Mimo niektórych wpadek - mam chęć przetestować coś więcej. Ciekawa jestem również kolorówki marki Alverde, bo widziałam już kilka ciekawych kosmetyków😉

Używałyście może tych produktów? Może polecacie jakieś inne produkty tych marek? Jak zawsze jestem ciekawa Waszych opinii! ;)

2 komentarze:

  1. Z balea bardzo lubię żele, chociaż wersja z liczi była chyba najgorsza jaką miałam! Wiele osób ją poleca co ciekawe, ale widzę, że nie jestem sama w mojej ocenie :D Za to olejek to sztos! Zapach był piękny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie też mnie dziwią te zachwyty nad tym żelem z liczi bo praktycznie same pozytywne opinie widziałam. A olejek rzeczywiście jeden z lepszych jaki miałam;)

      Usuń