Chciałam uporządkować przestrzeń przed Nowym Rokiem, aby w
mojej szafie nie zalegały puste opakowania, dlatego czas na “projekt denko”. Do
lutego mam zamiar zużyć wszystkie pootwierane kosmetyki. Ale nie przedłużając
zapraszam, do dalszej części wpisu.
O dziwo znalazło się tu kilka produktów z kolorówki. Jedne
wykończyłam, a przy innych daty przydatności dobiegły końca. Na pierwszy ogień
idzie podkład RIMMEL MATCH PERFECTION. To już jest moje jakieś trzecie
opakowanie tego podkładu i chwilowo robię od niego przerwę. Dla mnie to dobry
podkład na co dzień, którym delikatnie można budować krycie. Jest lekki, nie
wysusza i bardzo komfortowo się go nosi, gdyż jest niewyczuwalny na buzi. Do
tego kolor nie oksyduje podczas dnia.
Drugim podkładem, którego nie zużyłam do końca jest
BOURJOIS CITY RADIANCE. Jest to podkład rozświetlający, który z początku się
nawet dobrze u mnie sprawdzał. Z czasem jednak wyglądał na buzi po prostu źle.
Podkreślał suche skórki, wszystkie rozszerzone pory, mocno się ścierał a po
kilku godzinach noszenia wyglądał na buzi jakby się zważył.
BELL WOSK DO BRWI to mój wielki ulubieniec i pewnie nie raz
o nim słyszałyście. Tani, dobry kosmetyk, który koniecznie trzeba wypróbować!
PALETKA DO MAKIJAŻU H&M, której nie zdenkowałam, ale
leci do wyrzucenia, bo mam wrażenie, że pieką mnie oczy po niej. Chyba zbyt
długo już ją mam. Bardzo dobrze się spisywała. Cienie miały dobrą pigmentację,
dobrze się blendowały i nałożone na bazę utrzymywały się cały dzień. Róże były
mocno przeze mnie lubiane - zwłaszcza ten różowy, który miał lekkie drobinki w
sobie. Dodatkowo paletka była bardzo poręczna i można było ją schować do każdej
kosmetyczki.
AVON DIAMOND SCHIMMER - pewnie każda z nas kojarzy te
kuleczki. Jeśli nie tę wersję, to na pewno
drugą - brązującą - już tak.
Kulki miały spełniać rolę rozświetlacza jednak tak naprawdę były bardzo
mało przeze mnie używane, ponieważ dla mnie miały zbyt duże drobinki. Produkt
jednak ląduje w koszu, bo data ich przydatności już dawno dobiegła końca.
KREM DO RĄK BATH AND BODY WORK GREEN TEA miał przecudowny
zapach zielonej herbaty, który uwielbiam. Samo działanie było na plus. Był
gęstszy, w miarę szybko się wchłaniał i nie pozostawiał lepkiej warstwy. Na
pewno jeszcze kiedyś wypróbuje inne wersje zapachowe tego kremu.
MASŁO DO CIAŁA NACOMI to kolejny produkt o zapachu zielonej
herbaty, który mocno przypadł mi do gustu, a sama formuła bardzo mnie
zaskoczyła - oczywiście pozytywnie. Było to masło, które pod wpływem
rozsmarowywania zamieniało się w gęstą olejkowatą formułę. Doskonale nawilżało
przesuszoną skórę. Minusem może być czas jego wchłaniania, bo robi to bardzo
powoli. Mimo wszystko bardzo polubiłam się z tym produktem i uważam, że na
zimne zimowe dni to genialne rozwiązanie.
MASŁO DO CIAŁA MALINOWE Z THE BODY SHOP, którego chyba nie
będę przedstawiać, bo pojawiło się już tutaj tyle razy, że bez wątpienia mogę
nazwać go ulubieńcem. Zarówno działanie jak i zapach, który utrzymuje się na
ciele, są nie do opisania.
Bardzo rzadko używam balsamów koloryzujących do ciała. Nie
nawidzę ich zapachu i chyba to tak mocno mnie od nich odpycha. Balsam GARNIER MOISTURISING LOTION SUN-KISSED LOOK kupiłam przypadkowo, bo nie przeczytałam, co zostało napisane na opakowaniu.
Jakie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że to balsam samoopalający.
Produkt nawilżał ciało, chociaż skóry muśniętej słońcem to ja nie widziałam.
Może przy codziennym stosowaniu efekty byłby bardziej widoczne. Ale niestety
mój nos codziennych tortur zapachowych by nie przeżył.
Teraz czas na zdenkowane produkty do pielęgnacji twarzy. I
tutaj krem do którego wracam często, a mianowicie ZIAJA NATURALNY KREM OLIWKOWY
DO CERY SUCHEJ I NORMALNEJ. Bardzo dobrze się sprawdza zarówno pod makijaż, jak
i do wieczornej pielęgnacji. Nawilża skórę, jest niedrogi i łatwo dostępny.
MONUSKIN FIRMING FIJI FACIAL OIL to miniaturka olejku, którą
używałam głównie do zmywania makijażu. Był bardzo treściwy i mocno tłusty - o
ile można tak powiedzieć o olejku. Dobrze radził sobie z usuwaniem makijażu.
LA CAFE DE BEAUTY GĄBKA DO CIAŁA 2 W 1 NASĄCZONA MYDŁEM to
produkt, który mocno mnie zaciekawił, natomiast już podczas używania wydawało
mi się mało higieniczny i miałam wrażenie, że moja skóra jest nie do końca
oczyszczona. Gąbka bardzo mało się pieniła i była dość szorstka, więc dla osób
z mocno wrażliwą skórą może się nie sprawdzić.
MASKA DO WŁOSÓW KALLOS Z KERATYNĄ - czyli produkt, który się
lubi albo nienawidzi. U mnie się sprawdził. Włosy po tej masce były wygładzone,
ujednolicone i miękkie. Dodatkowo maska była bardzo wydajna.
SUCHY SZAMPON BATISTE to już kultowy produkt marki, który
każdy dobrze zna. Używam go niezbyt często ponieważ zauważyłam, że przy
częstszym używaniu swędzi mnie skóra głowy. Natomiast w kryzysowych sytuacjach sprawdza
się bardzo dobrze.
W kwestii maseczek do twarzy - w ostatnim miesiącu jakoś mi
nie po drodze z ich używaniem. Mam tu cztery rodzaje, o których powiem kilka
słów:
PS… DEEP CLEANSING BLUEBERRY BUBBLE MASK - pierwszy raz
miałam do czynienia z tą maseczką i jestem pozytywnie zaskoczona. Była bardzo
komfortowa w noszeniu, nic nie spływało, a do tego fajnie wyglądała. Twarz była
oczyszczona i miękka w dotyku.
PS… SKIN SOFTENING STRAWBERRY CREAM MASK - czyli maska o
mocno chemicznym zapachu, która nie dość, że lekko spływała z twarzy, to nie
robiła kompletnie nic.
CETTUA ROZŚWIETLAJĄCA MASKA DO TWARZY - to maseczka, którą
bardzo lubię. Widać naturalny efekt rozświetlenia, jest dobrze nasączona i
przylega ładnie do twarzy. Na pewno jeszcze wrócę do tej maseczki.
LOMI LOMI MASKA NAWILŻAJĄCA - która nie zrobiła na mnie zbyt
dużego wrażenia. Muszę jednak przyznać, że maseczki tej marki są bardzo dobrze
wycięte i dopasowują się świetnie do twarzy.
Tak wyglądają ostatnie zużycia w tym roku. Sporo tego, ale
to już chyba u mnie normalne ;)
Jak u Was ze zużywaniem kosmetyków? Idzie Wam to szybko czy
raczej długo “męczycie” produkty?
Kilka produktów z Twojego denka znam jak maska kallos, której miałam odlewkę i w sumie była przyjemna :) Chociaż sama wolę banana czy multiwitaminę. Suchy szampon też miałam, ale strasznie nie podobał mi się zapach w tej wersji był mega intensywny - wręcz duszący. Zresztą sama nie jestem ogólnie przekonana do suchych szamponów i raczej ich nie używam już :) Maska lomi lomi też jest mi znana - miałam cały komplet, który specjalnie mnie nie zachwycił zresztą ;D O podkładzie i wosku do brwi słyszałam dużo dobrego - muszę koniecznie je wypróbować.
OdpowiedzUsuńNie miałam okazji testować jeszcze masek kallos o których mówisz ale jest szansa, że niedługo może się to zmienić:) A ten wosk polecam wypróbować bo jak dla mnie w tej cenie to jest bardzo dobry produkt;)
Usuń